Ciepłe promienie słońca, powoli pnącego się po wschodniej stronie widnokręgu, przedzierały się przez gałęzie, tworząc bursztynową mozaikę na porośniętym mchem runie. Na złotawym futrze Pustynnego Kwiatu tańczyły brzoskwiniowe refleksy, które drgały niczym iskierki, gdy kotka się przeciągała. Krótką chwilę napawała się pierwszym tego dnia rozprostowaniem kości i przyjemnym ciepłem słońca na pyszczku, po czym zdecydowanym ruchem opuściła swoje legowisko, mrużąc jeszcze przecudne, złote oczy od nadmiaru światła. Przeszła kilka kroków, trzepiąc swoje futerko jakby była mokra, żeby całkiem się rozbudzić i rozejrzała się po oblanym różowo-pomaranczowym blaskiem obozowisku.
Z zadowoleniem stwierdziła, że po raz kolejny pierwsza z klanu opuściła krainę snów. Przeważnie działo się tak z dwóch powodów; pierwszym było to, że do legowiska medyka, które piastowała od dobrych kilku księżycy, najwcześniej docierało światło wschodzącego słońca, a drugim - energiczna natura kotki, przez którą ani na chwilę nie mogła usiedzieć w miejscu. Skoro już wstała, musiała coś robić.
Dziarskim krokiem powędrowała do przestronnej wnęki pod korzeniami potężnego, bliźniaczego dębu, która najprawdopodobniej została pogłębiona przez lisy lub borsuki wiele wiosen temu, a aktualnie służyła za składzik na zioła, miejsce leczenia rannych i legowisko medyka w porze nagich drzew. Zrobiła rutynowy przegląd ułożonego w starannie zabezpieczonych półeczkach asortymentu i zaczęła sumiennie wymieniać ściółkę, starając się zdążyć przed opadnięciem porannej rosy, bo jak wiadomo - wilgoć w jamie sprzyja psuciu się ziół.
--○--
Ze swoim zadaniem uporała się znacznie szybciej niż zakładała. Słońce oświetlało zaledwie ⅓ obozu, powoli wypierając długi cień niskiego wąwozu, pod którego ścianą znajdowały się pozostałe legowiska.
Z braku innego zajęcia, kotka postanowiła udać się nad obozowe źródełko, żeby zerwać odrobinę aromatycznej, świeżej mięty i umilić klimat jamy, której utrzymanie w czystości i wygodzie uważała za swój obowiązek.
Co prawda intensywne zapachy nie służą najlepiej wracającym do zdrowia kotom, ale Pustynny Kwiat była zdania, że woń mięty i żywicy stokroć lepiej działa na chorych niż smród krwi, zgnilizny, treści żołądkowej, fekaliów i innych charakterystycznych dla jej profesji zapachów.
Poza tym, żywica i mięta to swego rodzaju oficjalne zapachy Klanu Południa. Od kiedy Pustynny Kwiat i jej mentorka odkryły, że pachnąca roślina skutecznie odstrasza kleszcze i komary, wszystkie koty specjalnie ocierają się o nią podczas porannego zaspokojania pragnienia, a srebrne od nasady i rdzawe od połowy pnie sosen gęsto porastają większość terytorium klanu.
Jednym susem wyskoczyła z jamy i rozkoszowała się ciepłym wiatrem, który w urokliwy sposób igrał z jej piaskowym futrem, gdy ta przemierzała teren obozu. W delikatnej mgle i żółtawym świetle poranka, wyglądała dostojnie, niemal królewsko i przywodziła na myśl jej legendarnych, świętych przodków, których czcili Beduini.
Zwolniła odrobinę, gdy mech stał się zimny, gąbczasty i przesycony wilgocią. Dopiero gdy zobaczyła źródło zdała sobie sprawę jak bardzo była spragniona. Pochyliła się i zaczęła łapczywie pić świeżą, lodowatą wodę, a następnie wprawnym ruchem urwała gałązkę mięty.
Wracając do jamy minęła się z grupką wojowników szykujących się do porannego patrolu i zamierzających orzeźwić się po wstaniu. Jeden z nich się zatrzymał.
– Witaj, Pustynny Kwiecie! - wymiauczał zachęcająco duży, żbikowaty kot z rudym pyskiem i białą szyją.
Stał tak blisko, może ogon od niej... Mimo mięty w pyszczku, Pustynny Kwiat czuła jedynie jego zapach. Feromony wydzielane przez tego kocura doprowadziły jej organizm do szaleństwa. Kompletnie zapomniała co miała zrobić i upuściła miętę, wywołując tym samym pogodny śmiech zastępcy. Z trudem się opanowała.
– Witaj, Miedziany Pysku!
– Nie wyspałaś się? - wskazał na upuszczoną gałązkę, w odpowiedzi na co, nerwowo przygarnęła ją do siebie.
– Tak - skłamała - Wiesz... Od kiedy Klan Gwiazdy przepowiedział mi koniec samotności, patrzę po nocach w niebo, szukajac wyjaśnień...
– Może zamiast w gwiazdach, odpowiedzi powinnaś poszukać wśród wojowników? Wiesz, z chęcią zaradzimy twojej samotności. Mogłabyś przyjść kiedyś w nocy i wtedy wszyscy Cię...
– Miedziany Pysku! - oburzyła się.
–... PRZYTULIMY, Pustynny Kwiecie. Nie wiem co to za zbereźne myśli chodzą po twojej świętej główce... - wymiauczał tonem urożaonej ofiary, jednak filuterny błysk w jego zielonych oczach nie pozostawiał wątpliwości, że się zgrywa.
– Nie szykujesz się do przeprowadzenia patrolu? - zmieniła temat.
– Jestem zastępcą, nie mam takiego obowiązku.
– W takim razie, dlaczego do tej pory w nich uczestniczyłeś? Czyżbyś rozleniwił się na stare lata?
W rzeczywistości Miedziany Pysk był jednym z najmłodszych kotów na tym stanowisku od wielu wiosen, ale młodsza o 3 księżyce kotka mogła sobie pozwolić na drwiny.
– Po prostu nie miałem lepszej alternatywy...
– A teraz masz?
– Czy może być coś lepszego od pogawędki z tak śliczną i pogodną kotką?
Po plecach Pustynnego Kwiatu przeszedł przyjemny dreszcz i przez chwilę nie wiedziała co się dookoła dzieje.
– Tylko pogawędka z tak przystojnym i szarmanckim kocurem. - odpowiedziała zalotnie.
– Och, czy ja śnię? Okazałem się godnym towarzyszem dla potomkini bogów?
Zaśmiała się.
– I tak prędzej czy później umyślnie byś się poturbował, tylko zeby odwiedzić moją jamę, a zadaniem medyczki jest również profilaktyka.
– Nie dość, że piękna jak bóstwo, to jeszcze równie inteligentna...
Oprzytomniła ją wszechobecna rosa, której nie zauważyła, zajęta rozmową.
– Przepraszam, ale nawet najprzyjemniejsze rozmowy muszą się kiedyś kończyć... Mam mnóstwo na głowie... - schyliła się żeby podnieść gałązkę mięty, jednak Miedziany Pysk jej w tym przeszkodził.
– W takim razie pozwól, że Ci pomogę.
Nie umiała oprzeć się pelnemu nadziei spojrzeniu tych zielonych oczu... Jakim cudem do tej pory mogła przechodzić koło nich obojętnie? Wyczuł to i się rozpromienił.
– Kotki przodem.
--○--
– Apsik! - Pustynny Kwiat kichnęła - Odłóż to
Miedziany Pysk się roześmiał.
– Gdzie? - również kichnął, co jeszcze spotęgowało jego rozbawienie.
– Co ,,gdzie"!? Tam gdzie było! - syknęła, jednak małe nasionka znowu podrażniły jej nos - Apsik!
Tym razem udzieliła jej się ogólna wesołość i nie mogła powstrzymać śmiechu.
– Pustynny Kwiecie, szybko!... - przed wejściem do jamy pojawiła się jasna, długowłosa wojowniczka z jasnoniebieskimi oczami.
Medyczka i zastępca momentalnie przestali się śmiać, a kotka kontynuowała zmieszana.
– ...Wybaczcie, że przeszkadzam, ale sprawa jest poważna. - wskoczyła do środka.
– Co się stało, Pierzasty Pysku?
– Melduję, że Srebrzysta Łza znalazła nieprzytomnego kociaka nad brzegiem księżycowej sadzawki, właśnie transportuje go do medyka i prosi o przygotowanie!
Pustynny Kwiat od razu się ożywiła i podniecona wyskoczyła z jamy.
– N-nie pytasz dlaczego? Nie pytasz z jakiego klanu jest ten kociak? - zdziwiła się Pierzasty Pysk.
– Twoja siostra to bardzo lojalna wojowniczka. Nigdy jeszcze nie zawiodła pokładanego w niej zaufania. Zaufajmy jej i tym razem.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz